wtorek, 12 kwietnia 2011

KATAPULTO - wywiad


Muzyczna katapulta

Rozmowa z Wojtkiem Rusinem, pochodzącym z Rzeszowa muzykiem znanym szerzej jako Katapulto, który wydał właśnie album „Pralines of Doom” w brytyjskiej wytwórni Onec Records.



Day&Night: Tworzyłeś w Bristolu, obecnie mieszkasz w Barcelonie, ale pochodzisz z Rzeszowa. Czy Twoja przygoda z muzyką zaczęła się jeszcze w Polsce?

Katapulto: Tak. Kiedy byłem chyba w ósmej klasie podstawówki znalazłem program-sekwencer na stary komputer Atari, miałem też rosyjską gitarę i zdezelowany wzmacniacz a właściwie radio. Potrafiłem godzinami nagrywać rożne dziwne dźwięki na kasety.

D&N: Tworzysz muzykę, koncertowe wizualizację, na swoich produkcjach udzielasz się również wokalnie, jesteś samowystarczalny?

K: W warunkach koncertowych, granie solo wyzwala większą adrenalinę. Podczas kolaboracji można się wiele nauczyć, ale trudno uniknąć kompromisów. Możliwe jest też, że jestem egomanem i uważam, że sam jestem w stanie zrobić to najlepiej.

D&N: Wraz z falą emigracji na wyspy wyjechała też rzesza mało znanych utalentowanych polskich twórców. Co trzeba zrobić żeby funkcjonować tam jako artysta, wydawać płyty w brytyjskich labelach, pojawiać się na festiwalach, jak ma to miejsce w Twoim przypadku…

K: Trzeba być ciekawym, poszukiwać, trzeba chodzić na koncerty, rozmawiać z ludźmi, dzielić entuzjazm. Brytyjczycy są dumni ze swojej różnorodności kulturowej, przeznaczają też na kulturę poważne pieniądze. Jeśli robisz cos ciekawego, innego, jest duża szansa że zostaniesz zauważony. Ja wysłałem jedną płytę do promotora z Bristolu i tydzień później grałem koncert, chyba miałem trochę szczęścia. Z wydaniem płyty było tak, że znajomy poinformował mnie, że jego wydawca zainteresowany jest moją muzyką.

D&N: Piszesz również muzykę na potrzeby teatru i aby ubarwić nią różnego rodzaju instalacje…, jaka jest różnica w tworzeniu muzyki samej dla siebie, a muzyki pod konkretne „dzieło”? Opowiedz coś o sztukach i instalacjach, którym towarzyszyła muzyka Katapulto?


K: Piosenki na płycie to skondensowane, często ilustrowane teledyskami, krótkie historie o szybkich zwrotach akcji. Natomiast w muzyce do teatru, bardzo często chodzi przede wszystkim o stworzenie konkretnego klimatu za pomocą paru dźwięków.
W sztuce „At Tethers’s End” akcja rozgrywała się symultanicznie w paru pomieszczeniach kościoła. Poproszono mnie o nagranie paru pętli, które tworzyłyby klimat poszczególnych pomieszczeń (port, stara spiżarnia, walka kogutów itd.)
Innym razem, musiałem wraz z zespołem zinterpretować piosenki Kurta Weila do libretta Bertolda Brechta „Aufstieg und Fall der Stadt Mahagonny”.
Przy pracy nad projektem „You and Your Work”, brytyjski artysta Mark Greenwood wymyślił sobie nagranie chóru polskiego kościoła w Bristolu, chór odmówił współpracy, wiec musieliśmy nagrać mszę i przetworzyć dźwięk, który potem stał się tłem do instalacji traktującej o Polakach pracujących w Bristolu.

D&N: Jesteś znany również z wykorzystywania niespotykanych, egzotycznych instrumentów. Skąd je bierzesz?

K: Ostatnio dostałem kilka kapitalnych instrumentów-zabawek od przyjaciół, którzy byli na wakacjach w Indonezji. Fascynują mnie proste, ludowe instrumenty ze względu na oryginalne brzmienie i nietypowy sposób artykulacji dźwięków. Nagrywałem również muzyków z Afryki Zachodniej, grających na bardzo interesujących instrumentach. W mojej muzyce ludowe instrumenty tworzą kontrast z brzmieniami elektronicznymi.

D&N: Patrząc na tytuły utworów, teksty, okładkę płyty czy Twoje teledyski da się zauważyć, że cechuje Cię spory dystans do siebie, ironia, surrealistyczne poczucie humoru... Czy to dobry sposób na przekazywanie treści słuchaczom?

K: Humor to produkt uboczny mojej twórczości. Poza tym używam technik charakterystycznych dla dadaistów lub surrealistów. Teksty znalezione w gazetach dla pań, przypadkowe filmy z Youtube, szybki montaż, samplowanie dźwięków z bardzo rożnych źródeł. Spróbuj napisać tekst piosenki i wielokrotnie przetłumaczyć go na rożne języki przy pomocy Google Translate. Efekty bywają zaskakujące.

D&N: A skąd pomysł na interpretację piosenki Marvina Gaye`a ? „Sexual Healing” w Twoim wykonaniu brzmi dość awangardowo…

K: „Sexual healing” to świetny refren, chciałem użyć czegoś, co jest powszechnie znane i wrzucić to w zupełnie inny kontekst. Taki dadaistyczny eksperyment.
Żonglowanie kliszami popkultury to sprawdzona strategia w muzyce i sztukach plastycznych.

D&N: Jak można nabyć „Pralines of Doom”?

K: Płytę winylowa można kupić na stronie Onec Records, wersje cyfrowa w sklepie Itunes lub Amazon.


rozmawiał: Bartłomiej Skubisz, wywiad ukazał się w styczniu 2011 roku w bezpłatnym rzeszowskim miesięczniku Day&Night

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz